O moich zdobyczach z targu staroci już wspominałam. Ale muszę napisać nieco więcej, bo jestem pewna, że też Was to zainteresuje. Zacznijmy od tego, że Niemcy mają bzika na punkcie staroci i pchlich targów. W Pirmasens taki pchli targ (Flohmarkt) organizowany jest kilka razy w roku, ale niewiele na nim zarówno wystawców, jak i kupujących. Oczywiście, jest to wina miasta, a właściwie tego, że ono się wyludnia. Ludzi coraz mniej, a ci, co jeszcze tu są, rozrywki szukają w sąsiednich miejscowościach. I właśnie takim sąsiednim miastem jest Homburg, wielkością podobny do Pirmasens, ale ze znacznie bogatszą ofertą rozrywek. Wystarczy przejechać 36 km (po niemieckiej autostradzie to nawet nie pół godzinki spokojnym tempem) i już jesteśmy w całkiem innym świecie. Właśnie tak czuliśmy się w ubiegłą sobotę z moim mężem. Postanowiliśmy, że pozwiedzamy tamtejszy deptak, zobaczymy, co tam mają. Jechaliśmy bez konkretnego celu, ot, po prostu żeby zobaczyć sąsiednie miasteczko. A na miejscu zastaliśmy zapchane parkingi, zatłoczony deptak, dodatkowo wypełniony starymi samochodami. No i pchli targ!!! I to tak wielki, że nie byliśmy w stanie zobaczyć wszystkich stoisk w czasie, który na początku sobie zakładaliśmy. Całą relację z tego dnia mogliście śledzić na Snapchacie (przypominam mój nick: perfidny_obibok). Poniżej wkleję kilka snapów. Chodziliśmy sobie między stoiskami i nie mogliśmy się nadziwić, ile ich jest, ile ludzi się wokół nich kręci i co też ludzie nie wymyślą za rzeczy do sprzedania. Moje pierwsze skojarzenie – Stadion Dziesięciolecia bez stadionu. Tam też można było dostać wszystko. Nie mogłam wyjść z takiego przybytku rozkoszy z pustymi rękoma. Najpierw trafiłam na starszą panią, która wyprzedawała chyba skarby ze swojej piwnicy. Miała całe pudło włóczki. Trochę akrylu, trochę wełny. Ale też bawełnę! Nowiuśkie motki, jeszcze z etykietami. Policzyła mi 5o centów za motek, więc dobrałam jeszcze trochę włóczki fantazyjnej. Zupełnie nie wiem, co z niej zrobię, najprędzej łańcuchy na choinkę. Ale nie mogłam przepuścić takiej okazji. Za całość zapłaciłam 7 euro. Nitki wymagają oczywiście odświeżenia. Za taką cenę jest to do przeskoczenia. Jednak te zdobycze włóczkowe to nic, w porównaniu z dalszymi zdobyczami. Kilka stoisk dalej znalazłam stare Burdy. Najpierw myślałam, że to gazety z wykrojami do szycia. Okazało się, że są w nich instrukcje na druty i szydełko. Gazety kompletne, praktycznie niezniszczone. Cena: 2 euro za sztukę. Najpierw pomyślałam – drogo. I chyba te myśli sprzedający wyczytali z mojej twarzy, bo kobieta dodała: im więcej pani kupi, tym będzie taniej. Drugi raz nie musiała tego powtarzać. Z kartonu wyjęłam cztery magazyny, które były w najlepszym stanie. Dziś żałuję, że tylko cztery. Zapłaciłam 6 euro. W domu przekartkowałam wszystkie bardzo uważnie, ale nie znalazłam żadnej daty, która wskazywałaby na rok wydania. Między kartkami znalazłam zaś wycinki z innych gazet z rokiem 1971. Pomyślałam – pasuje, te zdjęcia, te projekty, te fryzury, makijaże, może to być 1971. Ale z ciekawości wrzuciłam tytuł do google’a. Wyskoczyła mi jedna aukcja na Ebayu, na której był ten sam numer, który ja miałam. Cena – 20 euro. Za jedną sztukę! Przypominam – ja zapłaciłam 6 euro za cztery. I przy okazji dowiedziałam się, że gazetki pochodzą z 1965 roku. Łał! Pół wieku! A teraz są u mnie. Jestem nimi zachwycona. Najbardziej zadziwiło mnie to, że jest w nich tak dużo projektów dla mężczyzn. Powiedziałabym, że pół na pół z projektami dla kobiet. Dzisiaj dałybyśmy się za to pokroić. A, i jeszcze to, że na zdjęciach pokazywano facetów z papierosem. Dzisiaj to kosmos dla nas. Projekty doskonale oddają modę tamtych lat. A że te właśnie lata ostatnio wracają do łask, coś czuję, że wszystkie inne gazetki pójdą w kąt. I już wtedy mieli swoją Kasię Cichopek: Zdjęcie tytułowe to reklama włóczki, która była wtedy podobno najchętniej kupowaną włóczką na świecie. Rozczuliło mnie to zdjęcie. Zapewne będzie trochę problemów z dopasowaniem rozmiaru, bo powszechnie wiadomo, że kobiety wtedy były szczuplejsze, a i ja do chudzinek nie należę. Instrukcje zostały przygotowane przeważnie tylko dla jednego rozmiaru, który przy każdym projekcie określony jest obwodem piersi. Ale ja już jestem do kombinowania i przymierzania robótki na bieżąco w trakcie robienia baaaardzo dobrze przyzwyczajona. 🙂 O największym zakupie i najpiękniejszej zdobyczy, czyli maszynie do szycia, napiszę jeszcze dokładniej w jednym z kolejnych wpisów, bo zasługuje na to.