Emocje po quizie już opadły, możemy przejść do kolejnego zadania. Tym razem chciałabym, żebyśmy się trochę pośmiali. Sami z siebie. Podobno to najlepsze podejście, bo w ten sposób mamy zapewnioną rozrywkę do końca życia. Nikt nie jest doskonały, nikt z nas po rozpoczęciu swojej przygody z jakąkolwiek dziedziną rękodzieła nie był w niej mistrzem po 10 minutach. Do wszystkiego trzeba wprawy oraz długich godzin ćwiczeń, prucia i poprawiania. Ale skoro do perfekcji dochodzimy dopiero po jakimś tam czasie, to co z tymi rzeczami, które powstały DO tego czasu? Co się stało z tymi koślawymi pierwszymi słupkami, z krzywymi szwami albo z nierówno przyklejonym obrazkiem w decoupagu? Im też należy się przecież chwała, to dzięki tym pierwszym próbom jesteśmy tu, gdzie teraz. Mój pierwszy zegar w technice decoupage miał krzywo przyklejoną jedną cyferkę. Dopiero po wyschnięciu ostatniej warstwy lakieru się zorientowałam. Moja pierwsza szydełkowa serwetka miała krzywo przerabiane oczka, bo nie wiedziałam, za którą nitkę powinnam łapać i gdzie powinnam w ogóle się wkłuwać. W pierwszej mojej chuście robionej na drutach zgubiłam kilka oczek, przez co nie zgadza się motyw. Zdarza mi się do tej pory, że rzeczy uszyte na maszynie są nienoszalne. Jak na przykład ta „marynarka” (zapisana w cudzysłowie, bo nie wiem, jak to-to nazwać). Uszyta z poszewki kupionej w lumpeksie. Dzielnie wykończona do ostatniej niteczki. Nawet szwy wewnętrzne obszyte owerlockiem. Ale kiedy ją założyłam i spojrzałam na to zdjęcie, wiedziałam, że jej miejsce jest głęboko w szafie. Została. Na pamiątkę. Jak wszystko, co pierwsze w danej technice. Ostatnio próbowałam uszyć sobie pokrowiec na komórkę. Wymyśliłam, że fajnie byłoby, gdyby na wierzchu było coś wesołego, a w środku mięciutko. Więc do środka wybrałam króciutkie futerko. Kiedy zszywałam obie warstwy, było wszystko ok. Kiedy złożyłam je bawełną do środka, a futerkiem na wierzch i zszyłam prostokącik, też było wszystko ok. Nie było już tak ok, kiedy odwróciłam wszystko na prawą stronę i zorientowałam się, że futerka w środku jest jakby trochę za dużo. Rzuciłam tym i do dzisiaj nie mam żadnego pokrowca, co mojego męża przyprawia niemal o zawał serca za każdym razem, kiedy robię zdjęcia albo nagrywam filmiki w tłumie lub nad jakąś przepaścią. Po co to wszystko piszę, żeby Was zachęcić do pokazania Waszych najgorszych, ale i najśmieszniejszych projektów. Na pewno macie coś w czeluściach swoich szaf, co z chęcią wymazalibyście z pamięci, ale fakt, że to pamiątka, nie pozwala Wam tego zrobić. Pokażcie, pośmiejemy się razem. To jest właśnie Wasze zadanie – przesłać zdjęcie Waszej najgorszej pracy. Dopiszcie też kilka słów historii danej rzeczy – żebyśmy wszyscy wiedzieli, co to miało być i dlaczego Wam się nie spodobało. Zgłoszenia na adres: konkurs@szkolaszydelkowania.pl A kto wygra? Wyjątkowo: autor najgorszej pracy, najbardziej nierównej, krzywej, z pomylonymi oczkami 😀 Zwycięzcę wybiorę ja. Jeśli nie będę umiała zdecydować, poproszę o pomoc męża. Czas macie do wtorku do godziny 18.00. I mam nadzieję, że wyniki ukażą się jeszcze tego samego dnia (musimy trochę przyspieszyć). 🙂 Dla zwycięzcy przeznaczone są dwie książeczki od DMC ze schematami szydełkowymi (oryginał w języku niemieckim plus moje tłumaczenie na polski). Jak już pisałam – wysyłka wszystkich nagród w drugiej połowie września. Przesyłając zdjęcie wyrażacie zgodę na opublikowanie jej na stronie szkolaszydelkowania.pl we wpisie podsumowującym to zadanie.